Sunday, June 15, 2014

Japonia w pigułce, czyli co można zobaczyć w sześć dni kiedy przyjeżdżają goście z dalekich krajów

Dzień pierwszy - jezioro Kawaguchi w prefekturze Yamanashi


Hop, hop góro Fuji!


Wiatr próbował nas zwiać z drogi, ale się obroniłyśmy!


Doda- celebrytka...



...i Lola próbująca pokonać grawitację.


Góra Fuji została precyzyjnie udokumentowana ze wszystkich stron i w najróżniejszych okolicznościach przyrody. Tutaj w trzcinach...


...tutaj z drzewkiem...


...a tu z falami.


Więcej zdjęć, więcej!


Medytacja zen na pieńku.


A tu pyszności, które czekały na nas na kolacji w hotelu.



Nasz pokoik w hotelu, oczywiście w tradycyjnym japońskim stylu, z tarasem z którego roztaczał się przepiękny widok na jezioro i górę Fuji.

Dzień drugi - Gotemba w prefekturze Shizuoka


Wybrałyśmy się do zoo Fuji Safari Park, którego koncepcja to "ludzie w klatkach, zwierzęta na wolności". Po strefie safari, do której prowadzą wrota jak w Jurassic Parku, porusza się autobusami w kształcie zwierzątek.


Bliskie spotkanie mojej osoby z niedźwiadkiem.


Doda nakarmiła lwa.


Kurczak się skończył! Sio!


Karmienie lwów było przygodą, ale najlepsze ze wszystkiego i tak były kapibary, które wyglądają jak wielkie, znudzone życiem świnki morskie.


Czy można nie zakochać się w tym pyszczku?



Nie tylko my miałyśmy frajdę. Kapibary zupełnie się nie przejmowały byciem w centrum uwagi.


Strój Dnia/feszyn tip - czapka a la kapibara.


Kangurki też były słodkie i nieco bardziej zainteresowane gośćmi (tylko dlatego, że można było kupić dla nich karmę)



Dzień trzeci - Kamakura i Tokio nocą



Hurra! Świątynia!! 


Dzień spędzony w Kamakurze zaraz po słowie "świątynia", sponsorowało słowo "zielony".



Herbaciarnia.


Przyświątynne ogrody są przepiękne zwłaszcza w maju, w pełnym rozkwicie.



Trzynastowieczny posąg Buddy w głównym pawilonie zenistycznej świątyni Kenchoji.


Urocze panie w kimonach.


Przerwa na selfie.


Zwierzyna wszelka to również był motyw przewodni naszych podróży.



Pełen profesjonalizm - wiązanie wróżby w chramie Tsurugaoka Hachimangu.



Chwila przerwy na połapanie się gdzie jesteśmy.



Świetny pomysł na ekologiczne podróżowanie - ryksza zamiast taksówki.


Poirytowany strażnik bramy przy wejściu do świątyni Wielkiego Buddy.


I oto jest - ostoja spokoju i cel naszej całodziennej wędrówki....


Dwa wesołe Jizo w świątyni Hase-dera.


Wyremontowany niedawno Dworzec Tokijski.


Widok z 45 piętra tokijskiego ratusza.



I na koniec dnia oczywiście sushi!


Dzień trzeci - Nara



Shinkansen podjeżdża na stację Shinagawa (haha!)


Kojne zdjęcie z cyklu świat zwierząt- w Narze powitały nas najpierw żółwie, a dopiero potem święte daniele.


Oczyszczanie przed wejściem do świątyni.


Pagoda świątyni Kofukuji.


I w końcu daniele, którymi jak widać na załączonym obrazku wszyscy się ekscytują, nie tylko my:)
Wedle legendy są one posłańcami jednego z bóstw rezydujących w najważniejszym chramie shintoistycznym w Narze - chramie Kasuga. Bóstwo to przybyło ponoć do Nary na białym jeleniu.


Święte, czy nie, jelonki są przesłodkie.


Zasady BHP?



Co tam masz dobra kobieto??


Spacer z Bambi.



Przy wejściu do chramu Kasuga.




To święte drzewo ma ponad sześćset lat!




 WRESZCIE czas na Kirin!


Zakup ciasteczek dla jelonków - zły pomysł!


Bardzo zły pomysł!


Ratunku!!



Zbiorowy odpoczynek.


Przepiękna świątynia Todaiji.



Trafiłyśmy akurat w sam środek okresu szkolnych wycieczek i oto efekt.


Nie do końca lubię kiedy jedzenie się na mnie patrzy, ale cóż - tofu & baby sardines salad.



Dzień czwarty - Kioto



Wspinaczka do świątyni Kiyomizu, która niestety była cała w remoncie.


Logo słynnej firmy kosmetycznej z Kioto.


Dziewczęta przebrane za maiko (lub gejsze jak kto woli). Wiele sklepów z kimonami oferują tzw. "maiko experience", czyli pełen makijaż i wypożyczenie stroju (oraz pomoc w założeniu go bo to nie jest proste!). Prawdziwe maiko można poznać po tym, że po pierwsze są trochę ładniejsze... ekhem... a po drugie nie pozują do zdjęć tylko idą w swoją stronę z dumnie uniesioną głową i kamiennym wyrazem twarzy ignorują oblegających je turystów.


Na jednej z pięknych maleńkich uliczek w okolicach świątyni Kiyomizu.


"Mój sąsiad Totoro" part 2.




Przed bramą świątyni Yasaka w Gion.


Na uliczkach Gion. Napotkane maiko - 0 sztuk.


Jedno z bardziej znanych miejsc w Gion - mostek Tatsumi, który z powodu swej malowniczości jest zawsze oblężony przez turystów, wystąpił w wielu serialach, a także w książce "Pamiętniki Gejszy". J jest również popularnym, choć z powodu ilości turystów, dość problematycznym spotem do zdjęć ślubnych.



Oczywiście wyprawa do Kioto nie może obejść się bez Złotego Pawilonu...


...oraz wieczornej wycieczki do Wielkiego Chramu Inari, którego strzegą niezliczone kamienne liski.




Dzień piąty - Kioto (Arashiyama)


Parfait z zielonej herbaty...mmmm...


Uwielbiana przez wszystkich matcha latte - czyli gorzka zielona herbata z mlekiem.


 A do tego wszystkiego lody z zielonej herbaty.



Posążki Jizo - bodhisattvy chroniący dzieci.


Zachwycona laskiem bambusowym.






Most Togetsu na rzece Hozu to turystyczny "must-see" spot w dzielnicy Arashiyama.




Tak to wyglądało kiedyś.


Radość absolutna.




Kolorowe karpie w ogrodzie świątynnym.


Przepiękne ogrody zenistycznej świątyni Tenryu.


Tym razem shinkansen powrotny do Tokio.

Yokohama


Brama wejściowa do China Town w Yokohamie.





Kolory przewodnie chińskiej dzielnicy to oczywiście czerwień i złoto.




Te dwa dzieła sztuki filmowej na pewno kiedyś dostaną Oskara! Wersja "China Town" oraz "Nad morzem w Yokohamie".



Park Trąby Słonia. Wcale tej nazwy nie zmyślam.


Z panem profesorem Tetsuyą.



I na koniec, niezbyt udany selfie naszej trójki. Było wspaniale!